kommentieren
hinzugefügte Kommentare (3884)
-
A Ty Anonimie masz chyba coś wspólnego z Lublinem?
-
Tłumaczu/rodzicu dlaczego kłamiesz - sprawdziłem rzeczywiście twoje wypowiedzi wcześniejsze zaprzeczają obecnym
m.in. nie znałeś Ligockiej a ostatnio pisałeś że znasz - czemu kłamiesz? po co kłamiesz? Bóg ci każe kłamać?
to tak sobie wyobrażasz odnowę kościoła, zamykanie się na świat, nienawiść do ludzi, egoizm, okłamywanie?
Jak dziennikarze opisali afery Peatza czy Wielgusa to są wiarygodni i dobrzy a jak opisali Betanki to kłamią i są źli? -
Szanowny anonimie,może byś się ujawnił i nie podszywał pod dziennikarzy.Mocno się natrudziłeś w tym opisie.Nie mogę komentować wydarzeń sprzed 6-10 lat,bo wcześniej nie znałem tego zakonu.Myślę,że powinneś poddać się lustracji razem z s.Robak,bo wasze węsznie po byłych Betankach,po rodzinach,to jest specyfiką agentów SB!Nie będę dociekał,czy te wiadomości są prawdziwe,czy fałszywe,ale myślę,że w wielu kwestiach piszesz farmazony.Widać,że masonerii w diecezji lubelskiej nie brakuje!Dziwię się tylko,że uczciwi kardynałowie i biskupi tolerują te postawy,bo wiadomo,że są to ludzie przeciwni NAUKOM KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO.Co do mnie-myslę że nie dowiesz się kim jestem?Pozdrawiam.
-
Po takim ocyszczeniu Kościoła jakie ma miejsce w Kazimierzu i po lustracji myślę że przyjdzie prawdziwa "Wiosna Kościoła".Mądry uczy się na błędach głupich.
-
Tłumaczu Ty chyba masz coś wspólnego z osobami z Kazimierza!!!???
-
Uważam że "sekta "to jeszcze delikatne określenie.To jest szpital dla obłąkanych.W kaftany ich i do psychriatyka!
-
Anonimie, co jest nie do wiary? Na pewno insynuacje typu:
1) Mnie to przypominało erotyczny taniec, wyginała się jak tancerka (uważa niejaka Sylwia - jak twierdzi Gazeta Wyborcza),
2) Tak jak teraz na to wszystko patrzę, to mam wrażenie, że ... to wszystko z góry planowali na zasadzie 'powiedz jej, że ma powołanie, a tej jeszcze nie mów, bo ona jest za bardzo cwana' (uważa / insynuuje niejaka Marzena - jak twierdzi Gazeta Wyborcza).
3) Ale nic, tylko leżał, nie dotykał mnie. Nie odebrałam wtedy tego jako aktu seksualnego (podaje niejaka Sylwia - jak twierdzi Gazeta Wyborcza)
Kładzenia się na siostrach, o ile to prawda, nie powinno być. To jest grzech ciężki. Co do tego nie ma dwóch zdań. Ale mamy duchownych, którzy kładą się nie tylko na kobietach i nie są przy tym ubrani i nie tylko pozostają bez ruchu, a Ojciec Dyrektor zalicza ich do grona męczenników. Na przykłade abp Juliusz Paetz, który jak się okazuje był płatnym współpracownikiem Służby Bezpieczeństwa. Abp Wielgusowi z kolei gustuje w kobietach (chyba, że już mu minęło ze względu na wiek). Czy przyjąłbyś Komunię św. z rąk tych arcykapłanów, Anonimie, bo ja nie.
4) Widziałam, że jak były jakieś dziewczyny przebojowe, to wtedy im wcale nie mówili: 'Nadajesz się do zakonu, przyjdź, bo Betania na ciebie czeka'. (uważa / insynuuje dalej niejaka Marzena - jak twierdzi Gazeta Wyborcza). Mój komentarz: Zakon to nie dyskoteka. Co to znaczy, dziweczyny przebojowe?
A co do innych opinii to "de gustibus non est disputandum".
A odpowiedz mi Anonimie, na podstawie jakiego przepisu CIC abp. Życiński kazał "zabrać Najświętszy Sakrament z domu sióstr i przenieść do kościoła"? I co ma jurysdykcja "świeckiej" hierarchii do szukania na terenie klarztoru, podlegającego jurysdykcji "zakonnej" hierachii - tu zakon z przełożoną generalną, a więc podlegający bezpośrednio pod Stolicę Apostolską? Chętnie bym zrozumiał poczytania tego kapłana. -
Dla tych którzy maja wątpliwości.... Artykuł z gazety "Wysokie Obcasy" do której odsyłacie....
Siostry Betanki za murem
Paweł P. Reszka
2007-02-26, ostatnia aktualizacja 2007-02-22 16:07
Ojciec P. dla niektórych sióstr stał się jak chleb. Gdy go nie było, chodziły chore, prosiły siostrę Jadwigę, żeby po niego zadzwoniła
Dom sióstr betanek w Kazimierzu Dolnym ma okna pozaklejane papierem. Półtora roku temu w domu razem z grupą zakonnic zamknęła się siostra Jadwiga Ligocka. Nie pogodziła się z tym, że Stolica Apostolska odwołała ją z funkcji przełożonej generalnej i mianowała na to stanowisko siostrę Barbarę Robak. Za nieposłuszeństwo siostra Ligocka i wierne jej zakonnice zostały przez Watykan usunięte ze zgromadzenia. Mieszkanki domu są już osobami świeckimi.
Główną siedzibę zakonu nowa przełożona Robak przeniosła do Lublina. Zostało przy niej 90 sióstr. Ile przy siostrze Ligockiej - nie wiadomo.
Rodzice młodych zakonnic (a tych zamknęło się najwięcej) podają, że ponad 60.
Metropolita lubelski zabronił duchownym sprawowania jakichkolwiek sakramentów w domu w Kazimierzu. Byłe zakonnice z Kazimierza i siostry z Lublina nie rozmawiają z dziennikarzami. Kilkakrotnie proponowałem im spotkanie.
Betanki to młode zgromadzenie. Jego historia sięga czasów międzywojennych. Siostry pomagają kapłanom w parafiach, uczą też religii w szkołach.
Marzena. Modnie ubrana, przed trzydziestką. Poprawia eleganckie oprawki od okularów. Spotykamy się w jednym z miast na Śląsku. W Zgromadzeniu Sióstr Betanek była dwa lata. (Miała 21 lat, czuła życiową pustkę, wstąpiła). Do Polski przyjeżdża raz na kilka miesięcy. Pracuje w hurtowni spożywczej w Holandii. Pakuje towar.
Sylwia. Niewysoka, szczupła dziewczyna. Gdy rozmawiamy, lekko drżą jej ręce. Mieszka na południu Polski. Właśnie rozpoczyna pracę w jednym z hipermarketów (w zasadzie nie musi, bo chłopak, wzięty informatyk, dobrze zarabia). U sióstr betanek spędziła pół roku.
- Od zawsze miałam kontakt z Kościołem - mówi. - Schole, oazy, wyjazdy, rekolekcje. Dla mnie to było jakieś takie naturalne, że powinnam kontynuować życie w zakonie. Nie wiem dlaczego, ale zawsze miałam słabość do krzyża. W naszym kościele na głównym ołtarzu jest taki ogromny krzyż, uwielbiam go normalnie.
Marzena: - Znałam jeszcze poprzednią matkę przełożoną siostrę Amandę Różankę. Wysłałam papiery do zakonu i czekałam na odpowiedź. Jedna z sióstr poinformowała mnie, że już jest nowa matka - siostra Jadwiga Ligocka. I pewnego dnia sama zadzwoniła do mnie. 'Wspaniale, dziecko, że się zdecydowałaś, wspaniale!' - usłyszałam w słuchawce. Ogromny optymizm, entuzjazm z jej strony. Przygotowałam sobie formułkę wcześniej, którą chciałam wydeklamować, ale zacięłam się. Nie wiedziałam, co powiedzieć. Tak bardzo różniła się od s. Amandy Różanki. Tamta była osobą raczej chłodną.
Wtedy nową matkę przełożoną odebrałam bardzo pozytywnie. Ona ma w sobie dar. Jest miła, uśmiechnięta, jak jest ci źle, to cię przytuli.
Marzena: - Stopniowo, powoli w zachowaniu siostry Jadwigi coś zaczęło się zmieniać. Zaczęła nam narzucać pewne rzeczy. Ktoś przyjechał i mówiła: 'Masz wyjść do tych ludzi, masz być uśmiechnięta, pokaż, jak Betania ich kocha!'. Miałyśmy się uśmiechać i być zawsze serdeczne. Na powitanie gości siostra Jadwiga kazała mówić: 'Jesteś mile widziany w Betanii, Betania jest zawsze dla ciebie otwarta'. Nie znosiłam tego!
Kiedy matka przełożona przyjeżdżała do domu w Kazimierzu, wszystkie siostry stawały na baczność i szły do kaplicy. Tam odbywały się modlitwy. Niekończące się. Nie mogłam się skupić, byłam w jednym wielkim stresie. Siedziałam w tej kaplicy i pytałam w myślach: 'Boże, gdzie jesteś?'.
- Dlaczego?
- To nie były modlitwy, ale przedstawienia. Nie wiem, jak to opowiedzieć. Brałyśmy się wszystkie za ręce, stawałyśmy w kółku obok ołtarza i modliłyśmy się. Siostry wznosiły do Ducha Świętego swoje prośby, oczy miały zamknięte. Zaczynały się chwiać, niektóre upadały. Podnosiły się, modliły i upadały znów. Śpiewały w różnych językach, od Ducha Świętego. Czasem siostry nowicjuszki brały monstrancję, przytulały ją.
- Sposób modlitwy przypominający to, co się robi w ruchu Odnowa w Duchu Świętym - zauważam.
- Byłam w Odnowie kilka lat. I akurat tam, gdzie chodziłam, nie było tych spoczynków w Duchu Świętym. A u nas w zakonie były notoryczne. Nagle dziesięć padało.
- Spoczynków w Duchu Świętym?
- Osuwasz się po prostu na podłogę, nie możesz ruszyć ręką i nogą. Nie wiem, jak panu to wytłumaczyć. Jeśli wejdziesz w tę modlitwę z sercem, wtedy ten spoczynek jest taki autentyczny - czujesz błogi spokój, wszystko jest ci obojętnie. Nie możesz się podnieść. Leżysz 10-15 minut. I potem to przechodzi. Zaczynasz czuć ręce i nogi.
Sylwia: - Zaszokowały mnie już pierwsze rekolekcje zakonne. Spoczynek w Duchu Świętym to chyba miała co druga. A raz, kiedy siedziałyśmy w kółku i śpiewałyśmy, jedna siostra nowicjuszka nagle zaczęła mówić obcymi językami, strasznie szybko. Miała zamknięte oczy. Uklękła przy niej matka. A potem ta siostra zaczęła tańczyć na środku kaplicy. Matka Jadwiga powiedziała potem, że to taniec oblubienicy, bo ona jest zakochana w Jezusie do szaleństwa. Mnie to przypominało erotyczny taniec, wyginała się jak tancerka. Tańczyła z dziesięć minut. I nagle upadła, matka też.
W 'Rycerzu Niepokalanej' franciszkanin o. Bogdan Kocańda tłumaczy, że najczęściej spoczynek w Duchu Świętym ma miejsce podczas charyzmatycznej modlitwy wspólnotowej lub indywidualnej. Jest kilka interpretacji tego zjawiska, a wśród nich 'konfrontacja mocy': 'Można by rzec, że ten, kto nie ma udziału w świętości Najświętszego, zostaje przez Ducha Świętego »powalony « i tak trwa bez ruchu, nie mogąc przyjąć daru nawiedzenia przez Boga'.
Jest to 'objaw działania Bożej miłości, która napełnia daną osobę'. Kruche ludzkie ciało poddaje się mocy miłości, zostaje 'owładnięte'.
Marzena: - Coś nie dawało mi spokoju, coś było nie tak. Spoczynek w Duchu Świętym niekoniecznie musi być spoczynkiem w Duchu Świętym...
O. Kocańda zauważa: 'Należy pamiętać, że tak samo zły duch może spowodować podobne działanie'.
- W tych modlitwach musiały uczestniczyć wszystkie siostry - mówi Marzena. - W Lublinie w domu generalnym były rekordowe - trwały kilkanaście godzin. Stałam z tyłu, buntowałam się.
Po chwili: - W zakonie czułam straszny niepokój, a nie Boga. Miałam poczucie, że w tym, co one robią, jest coś złego.
Sylwia: - Matka poprosiła księdza Andrzeja, by został naszym kapelanem. Adoracje trwały godzinami. Mało snu, więc chodziłam wiecznie wykończona. Pamiętam jedną modlitwę wstawienniczą. Ksiądz Andrzej przyprowadził swoich znajomych, cztery osoby świeckie. Ze wspólnoty w Duchu Świętym. Podchodziłyśmy pod ołtarz i ci znajomi księdza mieli mieć wtedy światła dotyczące nas.
- Światła?
- To znaczy, że Jezus miał im coś objawiać. W pewnym momencie jeden chłopak podszedł do księdza Andrzeja, coś mu powiedział. Popatrzyli się na mnie. Ksiądz przerwał wszystko i oświadczył, że jeżeli są jacyś niedowiarkowie, którzy nie wierzą w to, że Jezus naprawdę przemawia poprzez ludzi, to właśnie chce powiedzieć, że jest światło w stosunku do mnie.
- Specjalne wyróżnienie?
- Aż mi się słabo zrobiło. Było takie światło, że wyjeżdżam na białym koniu ubrana w białe szaty, z berłem w ręce. Zinterpretowali to w ten sposób, że będę bardzo działała na rzecz zgromadzenia, ale poza nim. Potem wiem, że ktoś poinformował arcybiskupa lubelskiego o tym, co robi ksiądz Andrzej, i odwołali go. Ja się go strasznie, panicznie bałam. Nie wiem dlaczego. Matka Jadwiga była dumna z mojego światła: 'Patrz, jakie zaszczytne zadanie otrzymałaś od Jezusa'. Aż sama zaczęła mieć światła co do zgromadzenia. Że Betania będzie wiosną Kościoła. Rozpocznie nawracanie. Że stąd wyjdzie wszystko co najlepsze.
Sylwia: - W zakonie pojawił się podział - na nowicjuszki, które stały za siostrą Jadwigą murem, i resztę.
Tak, jak teraz o tym myślę, to sądzę, że s. Jadwiga od samego początku swojej kadencji miała wszystko zaplanowane. Wybierała osoby słabe, również z rodzin patologicznych, okazywała im wiele troski, była ich mamą. Więc proszę sobie wyobrazić, że przychodzi taka dziewczyna z domu, gdzie ojciec pije, matka nie zajmuje się dziećmi. I nagle pojawia się osoba, która traktuje ją jak matka, przytula ją. Co sobie zaczynasz myśleć? Ktoś mnie nagle zauważył, ktoś mnie kocha.
Arcybiskup Józef Życiński, metropolita lubelski, w piśmie do siostry Jadwigi: 'Żaden biskup katolicki nie pozwoli, by na jego terenie działały nowe zgromadzenia lekceważące wcześniejsze dekrety Kongregacji do spraw Życia Konsekrowanego. Stąd też jawna niesubordynacja Siostry wobec Stolicy Apostolskiej może stanowić pierwszy krok do stworzenia sekty, która ignoruje hierarchiczną strukturę Kościoła, przyjmuje prywatną eklezjologię i wprowadza własną interpretację Kodeksu Prawa Kanonicznego'.
Rodzice sióstr zamkniętych w Kazimierzu odwiedzają je regularnie. Przywożą jedzenie, wspierają. Gdy trzeba coś naprawić - pomogą (rachunki za bieżące utrzymanie domu regulują siostry z Lublina, nie chcą stracić budynku). Rodziców na rozmowę namówić jest równie trudno jak siostry.
Po długich namowach na spotkanie zgodziła się jedna z matek kazimierskiej betanki.
- Możemy porozmawiać, ale tak, żeby mąż nie wiedział. On ma wielki żal do dziennikarzy. Za te wszystkie bzdury o betankach. Ale, mnie się wydaje, no nie wiem, niech się w końcu ktoś dowie, jak tam jest. Może to coś zmieni. To było tak. Nagle zadzwonił proboszcz. Powiedział do męża, że jeżeli córka stamtąd nie wyjdzie, to tak, jakby w sekcie była. Więc dla mnie to był szok! Od tamtej pory nie chodzimy do kościoła do tamtego proboszcza. Jeździmy do innego.
- Uwierzyliście księdzu? - pytam.
- Nie, bo cały czas mieliśmy i mamy kontakt z córką.
- Jak tam teraz jest?
- W tej chwili panuje atmosfera zastraszenia. Ale to z powodu mediów. No po prostu zjeżdżają się, oświetlają tę bramę, przez górę próbują się dostać, nie wiem, czy pan w telewizji oglądał. One nie wiedzą, z której strony do nich wejdą. A to są przecież same kobiety.
Dziennikarze, schodząc z kamerą w dół zbocza, u którego podstawy leży dom, natknęli się na siostrę i dwóch mężczyzn - 'ochroniarzy'. Doszło do sprzeczki.
Matka: - To są bracia tej siostry. Karczowali tę górę. Przyjechali, żeby pomóc fizycznie.
- A jak siostry komentują całą tę sytuację?
- One wcale jej nie komentują, to ja panu mówię od razu. One się tylko modlą.
O trzeciej i ósmej wieczór mają modlitwę - to się nazywa koronka do miłosierdzia bożego. Śpiewają, bawią się, tańczą, na gitarach grają. No tak jak te nowoczesne msze. Ale to jest - w zachwycie szuka odpowiednich słów - religia połączona, no nie wiem, z radością.
Proszę pana, coś panu powiem. Jak one śpiewają, jak one grają. To mi świeczki w oczach... - ociera ukradkiem łzę.
Biskup myślał, że je na głód weźmie, ale pomylił się bardzo. A one mają jeszcze w tej chwili tyle jedzenia, że jeszcze jemu mogłyby pomóc.
Menu sióstr według matki: - Ciasto codziennie, w każdym pokoju. Obiad z dwóch dań. Albo ryż, albo zupa. Jest śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja. Jakby pan tam trafił, to musiałbyś pan sześć razy dziennie jeść - zauważa, patrząc na mnie sceptycznie.
- Jak by pani opisała siostrę Jadwigę?
- Osoba bardzo spokojna i życzliwa taka. Witała mnie z radością, chociaż ja rzadko bywam. Widzi pan, kiedyś, jak się tam przyjeżdżało, one o, tak się witały - matka wstaje i ściska mnie serdecznie raz z jednej, raz z drugiej strony. - W tej chwili boją się tego, bo ktoś to bierze za złe, że się siostry całują. Teraz to się odbywa takie powitanie czy pożegnanie w domu. Boją się, żeby ktoś zdjęcia nie zrobił. A jak ktoś znajomy je odwiedza, to się tak radują, że przychodzi ich nawet pięć i więcej. Mówią: 'Witam tatę, witam mamę'.
- Czy ma pani świadomość, że pani córka przebywa w Kazimierzu bezprawnie, a poza tym, że nie jest już zakonnicą?
Po chwili milczenia: - Nie. Ja cały czas czuję, że ona jest dalej zakonnicą. Dopóki będzie nosić habit.
Marzena: - Siostra Jadwiga wchodziła na ambonkę i mówiła: 'Siostry nowicjuszki, mam do was taką prośbę, bo reszta zakonu, pozostałe siostry błądzą. Są opętane przez szatana. Potrzebują modlitwy. Módlmy się'.
Siostry, te, które były tam po 20, 30 lat, wieczystki, czuły się odrzucone. Bały się, co będzie dalej z zakonem. Jest pewna hierarchia i żeby rządzić w zgromadzeniu, trzeba przejść odpowiednią drogę. A tu zakonem zaczęły rządzić nowicjuszki. To były takie szpiegi, donosiły matce o wszystkim.
Czasem odbywa się tzw. wizytacja placówek - czyli miejsc, w których siostry pracują. Siostra Jadwiga przyjeżdżała ze 'swoimi' siostrami i mówiła do siostry na placówce: 'A teraz będziemy się modlić, żeby z siostry wypędzić szatana, żeby siostra była dobra'. Opowiadały mi to inne siostry.
Siostra Jadwiga powtarzała: 'Czekajcie, nadejdzie wiosna Kościoła. Wyjdzie z Betanii, bo to ona jest główną podporą Kościoła. Jezus tak mi mówi'.
Powtarzała: 'Kler jest zagubiony, żyje w przepychu i luksusie'. Podczas widzeń widziała w piekle same sutanny i habity.
O swoich wątpliwościach dotyczących siostry Ligockiej grupa sióstr napisała do Watykanu. Przyjechał wizytator apostolski. Rozmawiał z betankami. Sporządził raport. Jego efektem była powołanie nowej przełożonej.
Czy 'wiosna Kościoła' wyjdzie z Kazimierza? - pytam teologa z KUL ks. prof. Mariana Ruseckiego.
- Tego typu twierdzenia słyszymy, kiedy mamy do czynienia właśnie z tak zwanymi objawieniami. Każdy chce być reformatorem Kościoła: że jest źle i beznadziejnie i od niego wszystko się zacznie. Często zdarzają się przypadki, że ktoś przynosi spisane w zeszycie objawienia po kilkadziesiąt stron. I nalega, żeby to w Kościele upowszechnić.
- A w jaki sposób Kościół sprawdza autentyczność objawień?
- Powołuje komisje ekspertów złożone zarówno z teologów, jak i psychiatrów, psychologów, socjologów - zależy od tego, gdzie jakieś ewentualne objawienia miały miejsca.
- W Kazimierzu była komisja?
- O ile wiem, to nie. Były próby prywatnych rozmów. Bo w ogóle najpierw potrzebny jest ktoś, kto się ogólnie zorientuje, o co w tym wszystkim chodzi. Nie żeby wydawał werdykty, tylko by osądził sprawę, czy warto się tym zainteresować. Ale zacznijmy od sprawy zasadniczej. Żeby się do objawień - tzw. prywatnych - ustosunkować, muszą być spełnione określone kryteria. Powinny być całkowicie zgodne z objawieniem Chrystusowym. Dalej - muszą być tzw. dobre owoce tych objawień, a więc wzrost świętości życia, pobożności w danym środowisku, życzliwości, dobroci. Poza tym objawieniom muszą towarzyszyć i potwierdzać je cuda. W końcu musi je uznać władza kościelna.
Teolog pyta po chwili: - Czy od Ducha Świętego pochodziłyby natchnienia, żeby nie słuchać biskupa, żeby rozbijać życie zakonne?
Sylwia: - Siostra Jadwiga podczas modlitw w Kazimierzu zawsze mówiła, że trzeba działać szybko, Betania musi się rozwijać, bo zostało jej mało czasu. Jezus ją niedługo do siebie zabierze. Dlatego wiosnę Kościoła trzeba rozpocząć od razu. Nie mówiła, jak ma dokładnie wyglądać.
Przyjęłam tę sytuację z wielkim bólem - o konflikcie w Zgromadzeniu Sióstr Betanek mówi matka Jolanta Olech, przewodnicząca Konferencji Przełożonych Wyższych Żeńskich Zgromadzeń Zakonnych w Polsce i przełożona generalna Zgromadzenia Sióstr Urszulanek. - Nie chcę nikogo potępiać, ale sam fakt, że siostry nie przyjęły decyzji Stolicy Apostolskiej, jest dla mnie absolutnie niezrozumiały i zaskakujący. Urszula Ledóchowska, matka założycielka urszulanek szarych, starając się o legalizację nowej gałęzi zgromadzenia, miała pewne kłopoty z papieżem. Potraktował ją dość oschle. Ale mimo to ona nigdy nie wypowiedziała posłuszeństwa papieżowi. Nie ustawiła się poza Kościołem. I Pan Bóg tak sprawił, że wszystko potoczyło się dobrze.
Posłuszeństwa w zakonie nie należy postrzegać jedynie jako podporządkowania się woli przełożonej, człowieka. Chodzi o podporządkowanie się woli Boga. A Bóg nie działa sam. Działa przez innych ludzi, działa przez znaki, określone sytuacje, a przede wszystkim przez Kościół. Życie zakonne jest przecież w Kościele, nie może istnieć poza nim.
- A co musiałoby się wydarzyć, by siostra nie podporządkowała się decyzji Kościoła?
- Ja?! Nie mogę sobie tego nawet wyobrazić. Musiałabym chyba przejść jakiś szalony kryzys psychiczny.
Siostra Jadwiga Ligocka, na zdjęciu postawna, poważna kobieta, matką generalną została w 1999 r. Pochodzi z Krosna Odrzańskiego. Ukończyła KUL, pracowała jako katechetka w szkole, potem we Włoszech w domu opieki społecznej.
Ksiądz z Lublina, który ją dobrze zna, zauważa: - Ona zaczęła się zmieniać, gdy poznała ojca P. Myślę, że to było właśnie za granicą.
Marzena: - Pewnego dnia po prostu go przywiozła. Myślę w ogóle, że swoją charyzmę siostra Jadwiga wzięła właśnie od niego. Od ojca P. Niepozorny, nierzucający się w oczy franciszkanin. Wiek koło czterdziestki. Ojciec P. dla niektórych sióstr stał się jak chleb. Gdy go nie było, chodziły chore, prosiły siostrę Jadwigę, żeby po niego zadzwoniła.
Jaki jest? Opanowany do perfekcji. Bije z niego niesamowity spokój. Zewnętrznie niczym się nie wyróżnia. Nosi stare, duże okulary. Praktycznie zawsze był na rekolekcjach powołaniowych. Wszystkie młode siostry do niego chodziły. Niektóre potem sprawiały wrażenie jakby zakochanych. Tak bym to określiła. Były nim tak podekscytowane.
Tak jak teraz na to wszystko patrzę, to mam wrażenie, że gdy wysyłała młode siostry na rekolekcje do ojca P., to wszystko z góry planowali na zasadzie 'powiedz jej, że ma powołanie, a tej jeszcze nie mów, bo ona jest za bardzo cwana'. Widziałam, że jak były jakieś dziewczyny przebojowe, to wtedy im wcale nie mówili: 'Nadajesz się do zakonu, przyjdź, bo Betania na ciebie czeka'.
Kiedy ojciec P. przyjeżdżał, ustawiała się do niego kolejka. 'Teraz ja idę! Nie, ja!' Młode siostry wychodziły zahipnotyzowane. Na ten temat nie chciały w ogóle rozmawiać. 'To, co mi powiedział, jest przeznaczone tylko dla mnie'.
Sylwia: - Pamiętam, że siostra Jadwiga mówiła, że ojciec P. jest takim naszym tatusiem ukochanym. Na początku wydawał mi się strasznie słodki. Bardzo lubiłam, gdy mówił o krzyżu, śmierci Jezusa.
Nigdy nie byłam w stanie zrozumieć, jak ktoś może być tak opanowany. I ten jego charakterystyczny uśmiech. Taki dobry, taki słodki, taki szczery. W kaplicy zawsze siadał na końcu. I jak szedł do ambony, to po drodze zawsze którąś po głowie pogłaskał. Stawał przed ambonką, zamykał oczy, nagle uśmiechał się i zaczynał mówić. A mówił w prosty sposób, bardzo mądrze. Nie jakimiś hasłami teologicznymi. Mówił tak, że nawet dziecko by go zrozumiało.
Marzena: - Siostra Jadwiga spędzała z nim bardzo dużo czasu. Sporo ze sobą rozmawiali.
Do kurii lubelskiej napływały sygnały o tym, że ojciec P. stosuje wobec sióstr 'techniki bioenergoterapeutyczne'.
Sylwia: - Czasami stawał nad którąś z sióstr i kładł dłonie na jej głowie. Mocno ściskał. Później matka zaczęła robić tak samo. Byłam na jakiejś rozmowie. Tak mnie ścisnęła w skroń, że myślałam, że zasłabnę.
Marzena: - Ojciec P. prowadził rekolekcje w Częstochowie. Siostra Jadwiga wysłała mnie do niego. To był luty 2002 r. On miał tam pokoik. Rozmawialiśmy. Powiedziałam mu, co mi leżało na sercu - że ja się tu źle czuję, że przestaję się odnajdywać jako zakonnica. On stwierdził, że nie mam powołania - a ja w tym zakonie już byłam dwa lata. Zawsze miał taką manię przytulania, głaskania. Powiem szczerze, że ja nie wiem, jak to się stało, że on się na mnie położył. Nie pamiętam tego momentu, byłam chyba za bardzo w szoku. Powiedział: 'Ja ci pokażę, jak wygląda prawdziwa miłość między kobietą i mężczyzną'. W ogóle tego nie rozumiałam. Do tej pory nie rozumiem. Nie broniłam się. Kiedy wstał, wyszłam. Nie pamiętam, co mówił. Od tamtej pory go unikałam. Jak przyjeżdżał do Kazimierza, zamykałam się w pokoju, chodziłam tylko na ogólne spotkania. Podchodził do mnie, po policzku mnie głaskał, coś tam mówił, a ja nic. Nie reagowałam na niego. W jakiś sposób zaczęłam się go obawiać. Nie wiedziałam, co powinnam była zrobić. Podejrzewam, że gdybym poszła do siostry Jadwigi, to ona powiedziałaby mi, że to było z Ducha Świętego i co ja sobie wyobrażam w ogóle.
Sylwia: - Ojciec też miał światła. Cały czas. Podczas tych rekolekcji zakonnych poszłam do niego na rozmowę. Nagle tak na mnie dziwnie spojrzał. 'I powiem ci, dlaczego tak popatrzyłem na ciebie. Kiedy wchodziłaś do mojego pokoju, widziałem obok ciebie twarz mężczyzny. Ty nie będziesz w zgromadzeniu. Będziesz żyła normalnie w rodzinie, ale będziesz blisko związana ze zgromadzeniem'. Miał tam taką wersaleczkę. Ja tam usiadłam, on najpierw siedział na krzesełku. Wstał, podszedł do mnie. Ja miałam jakiś problem i chyba zaczęłam płakać. Najpierw mnie przytulił i w tym całym rozżaleniu nawet nie pamiętam, kiedy on zdążył mnie położyć i sam położył się na mnie. Powiedział jeszcze, że chce mi pokazać, jak Jezus będzie mnie kochał w przyszłości i żebym się nie bała i żebym się otworzyła. Ale ja byłam taka sztywna i spięta, że on powiedział, że mi jeszcze potrzeba czasu. Że leżę, zrozumiałam dopiero, jak zobaczyłam jego głowę nad sobą. Byłam przerażona. Ale nic, tylko leżał, nie dotykał mnie. Nie odebrałam wtedy tego jako aktu seksualnego. Po tych wszystkich światłach, nie umiałam przyznać się przed sobą, że to jest coś złego. Nie powiedziałam o tym matce Jadwidze. Nie miałam już do niej zaufania. Przemyślałam to wszystko i doszłam do wniosku, że jeżeli tak ma być dalej, to ja psychicznie nie dałabym rady.
Wyszłam ze zgromadzenia. Dalej jeździłam do ojca. Czułam się jak zahipnotyzowana. Miałam ciągłą potrzebę widzenia się z nim i rozmawiania. Moja koleżanka, która nie była w zgromadzeniu, tak samo. Kaśka chciała iść do zakonu kontemplacyjnego. On jej powiedział, że się nie nadaje. Kiedyś zapytała mnie: 'Tobie też robił coś takiego? Na mnie też się położył'.
(Proszona o potwierdzenie Katarzyna : 'Nie mam w tej sprawie nic do powiedzenia'. Jej mąż: 'I proszę więcej nie niepokoić mojej żony!').
Sylwia: - Nie czułam się molestowana. Później dotarło do mnie, że to coś złego. Nigdy nie posunął się za daleko. Raz próbował włożyć mi rękę pod sweter, ale ją odepchnęłam. Nie powiedziałam mu nigdy wprost, że ja tego nie chcę. Nie zaprotestowałam. Potem zastanawiałam się dlaczego.
Podczas ostatniego pobytu chciałam iść do spowiedzi. Siedziałam w kaplicy zestresowana. Przyszedł do mnie, zaczęłam mu się spowiadać i w pewnym momencie już leżałam mu na kolanach. I po tej spowiedzi pomyślałam sobie: 'Boże, jak można kogoś spowiadać i kłaść go na kolanach, i gładzić go po włosach'. To był moment przełomowy. Od tego momentu tak naprawdę zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko jest normalne. Że to wszystko jest chore.
Długo się z tym męczyłam. Jeszcze dzwoniłam do ojca P. Mówił, że bardzo mnie kocha, że Jezus mnie kocha. Pojechałam do mojego stałego spowiednika. Wyznałam mu wszystko. Powiedział, że absolutnie nie wolno tego tak zostawić. Skontaktował nas z prowincjałem krakowskich franciszkanów. Z koleżanką opowiedziałyśmy o wszystkim.
Ojciec prowincjał powiedział, że w tym momencie, gdy my wychodzimy od niego, to on zaraz daje ojcu P. zakaz spowiadania. Kazał nam zerwać kontakt ze zgromadzeniem i z ojcem P. Uważam, że on skrzywdził nas. Myślę, że gdyby nie ta sytuacja, to ja dalej bym tam była. Teraz jestem podejrzliwa w stosunku do każdego księdza. Przestałam im ufać. Jak się któryś do mnie zbliża, boję się.
W 2002 r. krakowski prowincjał franciszkanów ojciec Kazimierz Malinowski udzielił ojcu P. upomnienia. Zabronił mu 'podejmowania praktyk kierownictwa duchowego' i spowiadania wiernych poza konfesjonałem i czasem wyznaczonym przez przełożonego klasztoru, w którym wtedy zakonnik przebywał.
W czerwcu ojciec P. wyjechał na urlop ze swojego domu zakonnego i więcej się w nim nie pojawił. Jest u sióstr w Kazimierzu Dolnym. Nie zgodził się na rozmowę. Jesienią chciał zorganizować rekolekcje dla zakonnic i ich rodzin. Wbrew zakazowi arcybiskupa Życińskiego.
Ojciec prowincjał Malinowski napisał mi: 'Gdy tylko wyszły na jaw nadużycia ojca (...) oraz to, że oszukiwał także swoja wspólnotę, ukrywając inteligentnie związki z siostrami, które później wypowiedziały posłuszeństwo Kościołowi, natychmiast podjąłem działania. Został zasuspendowany, a więc pozbawiony możliwości sprawowania jakichkolwiek funkcji kapłańskich. Podjęliśmy proces wydalenia z Zakonu, który z racji prawnych musi trochę trwać'.
I dalej: 'Ze swej strony w dalszym ciągu deklaruję pełną otwartość i wolę doprowadzenia do końca bolesnej dla nas sprawy ojca (...). Chcę też Pana zapewnić, że jesteśmy gotowi do wszelkiej pomocy wobec osób, które on swym działaniem skrzywdził'.
Marzena: - Akurat kończyła się moja praktyka. Siostra Jadwiga mijała mnie korytarzem. Spojrzała i syknęła: 'Przez ciebie znowu szatan przemawia'. W tym samym dniu pojechałam do Kazimierza. Pamiętam, leżałam na łóżku. Przychodziły do mnie siostry. Pocieszały. Tylko krzyczałam na nie: 'Odejdźcie, judasze!'. Rano poszłam do swojej mistrzyni siostry Gabrieli i powiedziałam: 'Siostro, proszę zadzwonić do siostry Jadwigi i poinformować, że ja wyjeżdżam we wtorek do domu'.
Marzena: - Pracowałam już w Holandii. Zadzwoniła koleżanka z Polski i mówi: 'Słuchaj, te siostry, co ty u nich byłaś, są w telewizji i w ogóle tam jakaś afera jest'. Przeżyłam szok, że się zamknęły.
Pojechałam je odwiedzić. Chciałam pokazać im synka. Zadzwoniłam w czasie drogi. Rozmawiałam z jedną z sióstr. Powiedziałam: 'Dziewczyny, jadę do was!'. A ona na to: 'Zadzwoń za godzinę, dam ci odpowiedź'. Po godzinie: 'Nie możemy się spotkać, bo ty nie przyjmujesz tego, w co my wierzymy, nie umiesz tego pojąć. Nie trzymasz naszej strony. Dlatego stwierdziłyśmy, że to będzie fałszywe, jak zasiądziemy przy jednym stole i będziemy się do siebie uśmiechać'. Klasztor obejrzałam tylko z zewnątrz. Było mi źle. Nie pukałam już.
Pewnego dnia do domu nie został wpuszczony ksiądz Józef Molikiewicz. Kapelan betanek w Kazimierzu posługiwał od 30 lat. Stał bezradnie pod bramą, potem prosił po pomoc proboszcza i burmistrza. Chciał zabrać swoje rzeczy. Bez skutku.
Nie został też wpuszczony kazimierski proboszcz Tomasz Lewniewski, gdy przyniósł zakonnicom korespondencję od arcybiskupa. Rozmawiał z siostrami przy bramie klasztornej. - Powiedziałem im, że jestem grzesznikiem i diabeł może mnie codziennie oszukać dziesięć razy. Możemy dyskutować między sobą, mieć wątpliwości, ale mam latarnię. Tą latarnią jest dla mnie papież i biskup. A one mi na to: 'Prawda zwycięży'.
Później, gdy z polecenia metropolity lubelskiego przyszedł zabrać Najświętszy Sakrament z domu sióstr i przenieść do kościoła, nie chciały rozmawiać z nim nawet w bramie.
Nie zostało też wpuszczonych kilkoro rodziców, którzy mieli zbyt wiele wątpliwości.
Na antenie archidiecezjalnego Radia eR arcybiskup Życiński powiedział, że zamknięte w Kazimierzu betanki zapraszały do siebie dziewczęta zza wschodniej granicy. Kilka przyjechało z Rosji i Białorusi. Wyruszając w drogę, nie wiedziały o konflikcie. Trafiały do domu w Kazimierzu, były odseparowane od świata.
Czy zauważyła pani jakąś zmianę w córce, odkąd siostry zamknęły się w Kazimierzu? - pytam matkę betanki.
Po chwili namysłu: - Wydaje mi się, że jest bardziej radosna.
Personalia niektórych bohaterów reportażu zostały zmienione
-
TŁUMACZU
poczytaj może te WYSOKIE OBCASY z soboty,
nie do wiary, nie do wiary,
znajdziesz tam jeszcze nie jedną osobę także duchowną i pewnie dalej będziesz na nią złorzeczył,
-
Jedni Rodzice wypisują bzdury na forum... A może to nie Rodzice tylko O.Romek lub ktos z jego brygady??? A inni biedni opłakują i serce ich rozrywa ból i bojaźń o ich dzieci... Gdzie miłość w Kazimierzu??? Jeśli ta miłość rani to jest bardzo ale to bardzo źle!!! Pozdrawiam i modlę się o opamiętanie dla Jadwigi, Romana i całej reszty!!!
-
Księże abp Wielgusie! Już we wtorek Rada Episkopatu Polski postanowiła, że ma ksiądz opuścić Warszawę. Dziś mamy poniedziałek. A może abp Michalik wzorem siostry Robakówny zaskarży księdza arcybiskupa do prokuratury za "zakłócanie miru domowego"? Księże abp Wielgusie! Abp Życiński czeka na kolegę a KUL na swego dobroczyńcę i selektora studentów i naukowców dla potrzeb SB!
-
tak wyglada milosc ze kogo chca to wpuszczaja a kogo nie chca to nie wpuszczaja!!kto jest wygodniejszy??Ale pan herezie pisze drogi rodzicu, szkoda ze pana coreczka byla w innym zakonie??? Dlaczego tam nie odnalazla szczescia tez siostry byly zle??
-
Zaczyna mi się to podobać! Betanki kazimierskie zbrojcie się w maczugi, kamienie, sprowadźcie więcej swoich braci, ojców niech nauczą Was karate, bagnet na broń, nie będzie biskup pluł Wam w twarz, a w między czasie módlcie się (do mnie), wysłucham Was i dam siłę, nie oddawajcie tego płaszcza (domu), nie nadstawiajcie drugiego policzka!
Kościół Was nie chce, ja Was przyjmuję TATUŚ Was kocha -
PS.Widzałem tą "miłość' s.Barbary i doświadczyłem Jej"serca".Miałem też zobaczyć jak ta "miłość" wyglądała u Jej zwolenniczek.JEŚLI TAK MA WYGLĄDAĆ BETANIA NA WZÓR CHRYSTUSA,TO JEST TO KRZYWE ZWIERCIADŁO.To właśnie ICH uśmiech to jak uśmiech Judasza!W Kazimierzu wielu ludzi i to nie tylko z rodzin [nawet biedne dzieci ]mogło zobaczyć jak wygląda PRAWDZIWA MIŁOŚĆ DO CHRYSTUSA I DO BLIŹNICH!Czy to miałoby pójść w zapomnienie?A może taka tylko jest droga do ŚWIĘTOŚCI? Z PANEM BOGIEM.
-
Szanowny Panie legacie{chyba biskupów lubelskich}to co piszesz podsumuję słowami:OBŁUDA,OBŁUDA,OBŁUDA!Jeśli jesteś jednym z tych duchownych,którzy ślepo są posłuszni abp.Życińskiemu,to Ci powiem księżulku,że Was pęta siedmiu szatanów i dlatego modlą się za WAS te niszczęsne istoty z Kazimierza.Chyba jadnak za mało było tych modlitw,bo jak widzę jesteście OPĘTANI,albo woda sodowa uderzyła WAM do głowy{napisałbym dobitniej,ale nie na forum]Znam Wasze "CNOTY"-PYCHA,MŚCIWOŚĆ,ZAZDROŚĆ...i wiele innych.I proszę nie róbcie prostym ludziom wody z mózgu.Jak tu ufać duchowieństwu,które jest zakłamane.Ja wiem jak niektórzy duchowni "darzą" siebie nawzajem "sympatią" nie mówiąc o ludziach.To chyba ICH opętał diabeł[ły].Choć znam wielu duchownych prawdziwie powołanych przez BOGA i chylę głowę przed NIMI,bo ICH to nie dotyczy.Chyba przepowiednie o końcu świata się powoli spełniają,bo właśnie w nich czytamy o kuszeniu książąt KOŚCIOŁA i o ANTYCHRYŚCIE wywodzącym się z hierarchów KOŚCIOŁA.Gdzie MIŁOŚĆ,MIŁOSIERDZIE I PRZEBACZENIE,o którym mówił SAM CHRYSTUS.Dlaczego jeszcze i WY GO CHCECIE UKRZYŻOWAĆ!Wiem,że s.Jadwiga uzyskała na początku tej afery błogosławieństwo OJCA ŚW Benedykta XVI,a więc czyżby ON się pomylił,czy o niczym nie WIE.A może urzędnicy watykańscy powiązani z abp.Życińskim nie dopuszczają wiadomości do OJCA ŚW.ZAWIERZAM CAŁĄ SPRAWĘ SAMEMU BOGU,BO TYLKO ON JEST NIEOMYLNY I MIŁOSIERNY.
-
Do rodzica!!! i rodziców!!! Jeszcze raz powtarzam: ratujcie swoje dzieci izabierzcie ich stamtąd!!! One już są przegrane jako zakonnice!!! Nieposłuszeńśtwo a ztym się wiąże pycha, chciwość, gniew i inne...grzechy. Na przykładzie św. Ojca Pio, gdyby miały rację posłusznie przyjęłyby decyzję Stolicy Apostolskiej. O. Pio zabroniono kiedyś spowiadać, publicznie odprwiać Mszy św. poprzez oszczerstwa!!! On cierpiał ale był posłuszny dezcyzji Kościoła! a gdy prawda wyszła na jaw sam legat papieski przywióżł mu dokument i nowe decyzje pomagające mu rozwijać jego plany w budowie szpitala itd... Diabeł chciał go tu złamać zabraniając mu to co najbardziej kochał: Mszę św. i spowiedź i na dodatek wykorzystując tu Kościół. On nie uległ pokusie i szatanowi!!! Wasze dzieci wręcz na odwrót-nie posłusznę są decyzjom Ojca św. i Kościoła. odwróciły się od Jezusa i nie przyjmują sakramentów, diabeł ich trzyma w swojej dłoni i się cieszy!!! cieszy się także że i was roodziców ma w garści bo wykorzysytuje wszą miłość do waszych córek i odciągnął was od Kościoła bo podnosicie rękę na biskupów. Jako ludzie mogą się mylić ale wymagają szacunku jako biskupi przez sakrament święceń!!! ich też szatan czasami może wykorzystać by zaatakować w czyjąś świętość. A panny kazimierskie gdyby jako siostry były święte poszłyby drogą Ojca Pio, byłyby posłuszne i jeśli miałyby racje Jezus by pokazał całą prawdę i by je wynagrodził obficie!!! Ale prawda jest taka że szatan chciał udeżyć w zakon i zrbił to skutecznie!!! a wasze córunie pod psychicznym przymusem zdrajców Kościoła obecnie już p. jadwigi i zawieszonego w kapłaństwie p. Romana uległy i oddały się pod władzę diabła!!! Złamały ślub! i niech nie tłumaczą że nie miały możliwości dowieść prawdy!!! Wiedzcie że jadwiga nie pozwoliła im na to!!! przecież ona sama z romkiem byli w rzymie, nie wzięli innych sióstr by przypadkiem nie poznały prawdy!!! oni mileli w tym swój interes!!! a ja iwem że jadwiga wywiera ogromną presję psychiczną na wasze dzieci i zrobiła im pranie móżgu!!! one nie wiedzą już w co i w kogo wierzą!!! a jadwiga liczy że kosztem was i waszych córek jeszcze coś zwojuju! to już konieć! Pakujcie się i wyjeżdżajcie z Kazimierza!!! A wy rodzice ratujcie!błagam was wasze dzieci isiebie samych!!! bo i wy stracicie wiarę!!! a ty jadwigo i romanie wypuśćcie je i sami wyjedźcie z Kazimierza!!! to już koniec!!! Już wystarczy że Pan Jezus ma bok przebity włucznią, nie dosypujcie do tej rany soli!!! nie szanujecie ludzi i ich życia uszanujcie Jezusa! Ona was kocha i możecie się jeszcze nawrócić, choć nie zdołacie naprawić uczynionego zła. Myślę, że Bóg z tego zła wyprowadzi jakieś dobro. Wypuśćcie na Miłość Boską te dziewczyny!!!! oddajcie siostrom klasztor by powrócił znów Jezus, Miłóść i Pokój. By z szczerych i Bożych serc sióstr Betanek na nowo płynęło zawołanie : Niech żyje Chrystus Król!!! A wszystkich zachęcam aby teraz odmówić Zdrowaś Maryjo... prosząc o opamiętanie dla jadwigi, romana, panien i ich rodziców! Zachęcam do modlitwy! Niech Zmartwychwstały w poranek wielkanocny na nowo zamieszka w domu który sobie wybrał i umiłował i zasiądzie do wspólnego stołu z siostrami na ul. Puławskiej w Kazimierzu Dolnym. Pozdrawiam...
-
drogi rodzicu może i wiesz dużo o całej sytuacji, ale to, że widzisz uśmiechnięte siostry w domu w Kazimierzu, które mówią tak pięknie i przejmująco o miłości, to nie wszystko. Bo jak sam widziałem wiele z nich ledwie daje radę, a niektóre już same niewiedzą co jest dobre, a co złe. Bo każdy ich ruch jest tam oceniany przez grupę. Te dziewczyny muszą być idealne, a to jest przcież chore, bo człowiek ma prawo do błędów...
Pozdrowienia dla s. Anny Magdaleny, która z taką gadką uważa że zna wszystkie tajemnice Pana Boga, a jest bardzo fałszywa...- i to jest ta miłość i prawdziwość, przejrzystość- chyba jakieś bzdury. Zastanów się wkońcu nad sobą dziewczyno!!! -
SZanowny legacie.Czytając Pana słowa,to tak jakbym ponownie słyszał głos biskupów lubelskich"...pozakładajcie rodziny,by rodzić dzieci...."A może ci biskupi żałują,że zamiast pozakładać rodziny i mieć dzieci wybrali celibat...Jeszcze raz proszę nie opluwajcie tego,co może okazać się święte-DAJCIE SPOKÓJ SIOSTROM Z KAZIMIERZA."Biada wam,uczeni w Piśmie i faryzeusze,obłudnicy!...św Mt 23,23-26,a do tych niby czystych"...Kto z was jest bez grzechu,niech pierwszy rzuci na nią kamień..."św J 8,7-10.Myślę,że jeśli sprawą domu sióstr betanek w Kazimierzu zajmie się prokuratura,to wreszcie te milczące do tej pory kobiety zaczną mówić i wiele spraw ujrzy światło dzienne,a i na pewno media będą zainteresowane,bo do tej pory znały sprawę z jednej strony-abp.Życińskiego i jego ludzi,bo nawet my rodzice nie chcieliśmy do tej pory z mediami rozmawiać.Przysłowie ludowe mówi:"kto pod kim dołki kopie...."Myślę,że MIŁOSIERNY JEZUS BEDZIE CZUWAŁ NAD SPRAWIEDLIWOŚCIĄ,bo to co rozpętali biskupi lubelscy-to prześladowanie sióstr z Kazimierza,te rany dla rodziców,węszenie po parafiach poza diecezją lubelską-woła o pomstę do NIEBIOS,chociaż my wiemy jak powinno wyglądać MIŁOSIERDZIE i modlimy się do BOGA W TRÓJCY PRZENAJŚWIĘTRZEJ o OPAMIĘTANIE I POJEDNANIE W KOŚCIELE SW W IMIĘ JEZUSA CHRYSTUSA,bo myślę,że obydwie strony sporu nie są bez winy i powinny dążyć do konsensusu.
-
adres: jakub.kowalski@gmail.com
-
Do Tłumacza: bardzo proszę o kontakt na podany adres mailowy.
Mam prośbę, ale nie chcę o niej wspominać na forum publicznym.
Z góry dziękuję i pozdrawiam.
Jakub Kowalski
Rozumiem,że to kolejny cud na Pulawskiej.Nowa Kana Galilejska..........